Szanowni Państwo, zachęceni miłymi słowami z jakimi spotkaliśmy się po programie Niedziela z Herbertem, który wystawiliśmy w Roku Zbigniewa Herberta, postanowiliśmy dziś zaprosić Państwa na Sobotę z Miłoszem, aby w ten sposób włączyć się do światowych obchodów Roku Czesława Miłosza. Bo i w Paryżu i na Litwie, i w Radomiu, i na amerykańskich uniwersytetach recytuje się wiersze Miłosza, śpiewa piosenki do słów jego wierszy, czyta referaty na temat jego tworczości, dyskutuje. A zatem dlaczego nie w Adelajdzie? Zadanie nie jest łatwe, albowiem osoba Miłosza obrosła legendą i plotką, ale zostało Słowo. Na pogrzebie Miłosza, Wisława Szymborska powiedziała,że pożegnaliśmy poetę, ale nie pożegnaliśmy jego poezji, która przeżyje obecnych i nieobecnych. A zatem zapraszamy na spotkanie ze słowem poety być może kontrowersyjnego, ale poety o wielkiej mądrości i talencie, którego ojczyzną była mowa polska podobnie, jak dla Mickiewicza, z którym łączył go kraj dzieciństwa – Litwa.
Pod koniec dwudziestego wieku, urodzony na jego początku,
po napisaniu książek, złych czy dobrych, ale pracowitych,
po zdobywaniu, traceniu i odzyskiwaniu,
Jestem tutaj z nadzieją, że można zaczynać na nowo
i własne życie uleczyć myśląc mocno o rzeczach poznanych,
tak mocno, że miejsc i ludzi nie odejmie czas
i wszystko będzie trwało prawdziwiej niż było.
Nie rozumiejąc skąd lata ekstazy i razem udręki,
przyjmując swój los i błagając o inny,
nie pobłażałem sobie, zaciskałem usta.
Dumny z jednej tylko, mnie wiadomej, cnoty:
smagania się wieloramienną dyscypliną.
Ciągle zaczynam na nowo, ponieważ co złożę w opowieść
okazuje się fikcją, dla innych, nie dla mnie, czytelną,
i oplątuje mnie, i zakrywa mnie,
i z pożądania prawdy jestem nieuczciwy.
Wtedy myślę o prawidłach wysokiego stylu
i o ludziach, którym nigdy nie były potrzebne.
Jak i o tym, że całe życie zwodzi mnie nadzieja.
1980